poniedziałek, 3 października 2016

Od Modern Polar'a do Mesainne

Już o 6:00 wyciągnięto mnie siłą z boksu i zaczęli siodłać. Siodło jak zawsze, lekkie i malutkie. Wędzidło włożyli z dość dużym trudem. Przekładałem język nad nim i go gryzłem. Ludzi bili mnie po szyi za każdą próbę ugryzienia. Podpięcie popręgu, podpięli go z całej siły i ledwo co oddychałem. Gdy tylko wypuściłem powietrze było wiele lepiej. Ciekawe kto ma mnie dosiadać. Przyszedł jakiś mały kłębuszek, który ważył może 50kg? Nawet mniej. Odwiązali mnie od słupka i kierowali się w stronę toru wyścigowego. Gdy szedłem stępem, ktoś przerzucił dżokeja przez mój grzbiet a ja zacząłem niemal kłusować w miejscu. W końcu wpuścili mnie na tor a ja wyrwałem się i puściłem dzikim galopem raz po raz strzelając baranki. Jeździec przerabiał mi w pysku ale ja na to nie zwracałem uwagi i nadal go rwałem. W końcu się uspokoiłem i dałem się ustawić na linii startowej. Gdy tylko padł dzwonek wystartowałem. Trenerzy zaczęli mierzyć czas. Dystans mierzył 1400m. Zaledwie w 1'03'7" pokonałem tą odległość. Zrobiłem jedno bonusowe okrążenie z takim samym wynikiem.
-Dobra Tim zrób ostatnie kółko spokojnym galopem! Ten koń jest niesamowity...
Chłopak lekko przyłożył łydkę ale ja stałem jak stałem. Chłopak z całych sił próbował ruszyć mnie z miejsca. Nagle podniósł szpicrutę. Przyłożył mi tak mocno, że krew zaczęła lecieć strugami. Stałem nieugięty. Przełożył szpicrutę na drugą stronę i zrobił to samo. Wyrwałem mu i chłopak niestety się nie utrzymał na moich grzbiecie, gdy tylko znalazł się w powietrzu nieszczęśliwie strzeliłem baranka przez co mężczyzna został uderzony. Dopiero teraz poczułem jak te rany pieką. Powstrzymałem się do lekkiego kłusika i zatrzymałem się tuż przed zbiegowiskiem wokół tego chłopaka. Nic mu się nie stało, wstał i naburmuszony chwycił wodze i zaprowadził mnie do stajni. Rozsiodłał i nakrył żółtą derką. Konie patrzyły się na mnie. Na moim ciele nie było ani kropelki potu. Krew przebiła na drugą stronę derki. Weterynarz otworzył mój boks i oczyścił rany.
-Co się stało? - Spytała ta nowa gniada klacz.
-Nic strasznego... dostałem tylko szpicrutą.
Klacze zrobiły szerokie oczy i dziwnie prychnęły.
-A jak było na treningu? - Zmieniła temat Mesainne.
-Okej, ludzie byli zdziwieni czasem, ale to normalne. Już dziś pobiłem rekord tego toru, ale niestety muszę go pobić na zawodach, żeby był oficjalny. Muszę pobiec jeszcze szybciej...
-To dobrze - puściła mi oczko klacz.
Cóż więcej powiedzieć? Klacz mi się podobała...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz